![]() |
Źródło zdjęcia |
Jerzy
Zięba, „Ukryte terapie”, Rzeszów 2016
Książka
ta jest skierowana do kilku grup odbiorców – do pacjentów, ludzi
zainteresowanych profilaktyką oraz do lekarzy. Środowisko lekarskie nieufnie, a
nawet negatywnie podchodzi do tej pozycji.
Uważam,
że nie każdy zgodzi się z zawartością tej książki, co zresztą już we wstępie
podkreśla sam Autor. Jednakże, każdy kto jest zainteresowany zdrowiem i dobrym
samopoczuciem swoim oraz rodziny, powinien ją przeczytać i się zastanowić. Nikt
po przeczytaniu jednej książki nie stanie się specjalistą od leczenia. Uważam
jednak, że warto zapoznać się również z metodami wspomagającymi proces
zdrowienia. Autor przestrzega przed samodzielnym leczeniem się, jednakże daje
nadzieję ludziom, którzy są pozostawieni sami sobie.
Być
może wnioski Autora są kontrowersyjne, ale według mnie warto przeczytać,
zastanowić się, przetrawić i przeczytać ponownie.
Moja
pierwsza lektura tej książki była łapczywa i nieco pobieżna. Przeczytałam
całość, ale skupiałam uwagę na zagadnieniach, które najbardziej dotyczyły mnie
i mojej rodziny.
Jeśli
miałabym na zimno analizować:
- Autor
podaje odnośniki do licznych badań naukowych, pochodzących z różnych źródeł (najważniejszych medycznych
periodyków, z badań zagranicznych i z polskich źródeł). Nie jestem lekarzem
medycyny, więc nie interesuje mnie aż tak bardzo, co jest zawarte w tych
badaniach. Dla mnie, jako przeciętnego Czytelnika, zawartość książki jest
interesująca już w tej podstawowej formie. Wyjaśnienia i wnioski Autora są na
tyle czytelne, że można wyrobić sobie opinię, a także mieć podstawy do rozmowy
ze swoim lekarzem.
- Sposoby
zalecane przez Autora (odpowiednia suplementacja witaminami – poprzedzona
zbadaniem ich poziomów w naszym organizmie) i inne, nie są może całkowicie
tanie, ale kosztują o wiele mniej, niż większość leków.
- Przeczytałam
artykuły krytykujące Jerzego Ziębę i szczerze – trudno jest mi się z tym
zgodzić, ponieważ Pan Zięba, w swojej książce mówi o terapiach, które można
stosować wspomagająco np. w leczeniu raka. Wbrew temu, co jest powszechnie
nagłaśniane, nikogo nie namawia do porzucenia leczenia konwencjonalnego, jest
wręcz zwolennikiem połączenia obu rodzajów terapii.
- Nie
weryfikowałam źródeł, które podaje, ale jego wywód wydaje mi się logiczny.
Książka jest napisana w ciekawy sposób i pokazuje metody leczenia chorób, które
były skuteczne, ale zaprzestano ich stosowania.
- Poza
tym niestety trudno zaprzeczyć, że współczesny przemysł farmakologiczny to
wielki biznes i zarabia dzięki temu, że ludzie chorują. Zastanawia mnie na
przykład wzrost zachorowań na choroby tarczycy i konieczność przyjmowania do
końca życia leku np. Eutyrox. Zapas tego leku na kilka miesięcy kosztuje
zaledwie kilkanaście złotych, oczywiście jest prawie w całości refundowany. Ale
jak możliwa jest opłacalna produkcja przy tak niskiej cenie? Według mnie
dlatego, że tak dużo osób choruje na choroby tarczycy.
- Trudno
jest również znaleźć kontrargumenty na to, że przy współczesnych formach uprawy
i produkcji żywności (szybko i dużo + nawozy i środki ochrony roślin) nasz
pokarm jest wyjałowiony i pozbawiony witamin oraz minerałów. Nie dziwi mnie
wcale, że powoduje to zaburzenia w funkcjonowaniu organizmu i różne choroby.
Jeśli czegoś brakuje, to przecież nie działa jak powinno. A ludzkie ciało nie
jest samowystarczalne.
- Kolejnym
niezaprzeczalnym faktem jest przepracowanie współczesnych lekarzy. Często nie
mają czasu dla pacjenta. Czeka się długo na wizytę u specjalisty, po czym
wszystko jest odbębnione na odwal, lekarz właściwie nie odpowiada na pytania,
albo odpowiada ogólnikowo. Z jednej strony trudno się dziwić – duże kolejki do
specjalistów, kilkanaście minut na wizytę, papierologia. Z drugiej strony – postawmy
się na miejscu pacjenta. Najpierw musi odczekać kilka tygodni lub miesięcy, w
międzyczasie nękany objawami choroby. Czekając na wizytę oczywiście chyba każdy
robi rozpoznanie internetowe. „Wujek Google” jest przydatny, ale często może
wprowadzić w błąd (w dodatku część osób stwierdza, że może jednak uda im się
wyleczyć na własną rękę). Jeśli pacjent zdecyduje się jednak na wizytę, dostaje leki, które mają mu pomóc (ale
przeważnie nie pomagają), a do tego żadnych wyjaśnień, zaleceń odnośnie diety
czy aktywności wspomagającej leczenie.
To
podatny grunt. Natura nie lubi pustki. Jest zapotrzebowanie, jest podaż.
Oczywiście wierzę, że wiele osób, które pisze podobne książki ma dobre zamiary.
Trzeba jednak być uważnym i nie wierzyć jednemu źródłu. A większość osób i tak
nie ma nic do stracenia, i może wypróbować działanie witamin.
Podsumowanie:
Książka
jest napisana całkiem ciekawie, ale niektóre fragmenty były nieco za długie, a
czasami Autor nie rozwijał jakiejś interesującej myśli. Trochę mnie to
irytowało. Bardzo podobał mi się rozdział o tłuszczach. Nareszcie zrozumiałam
dlaczego nie należy smażyć na oliwie z oliwek! Czytałam jakieś wzmianki na ten
temat wcześniej, ale dopiero mała lekcja chemii zafundowana przez Autora, uświadomiła
mi jakie procesy wówczas zachodzą.
Od
zawsze byłam zwolenniczką zdroworozsądkowego podejścia do większości spraw.
Książka pana Zięby nie jest aż tak wywrotowa, jak to jest powszechnie nagłaśniane. Wyjęte z kontekstu wypowiedzi i cytowane
w Internecie fragmenty są w większości po prostu śmieszne. Nie zgodzę się z
opinią, że to szarlataństwo. A Wy oceńcie sami.
Komentarze
Prześlij komentarz